środa, 13 sierpnia 2014

Łazienkowska na Daszyńskiego, czyli Huragan w Pułtusku

Są mecze w czasie, których zastanawiasz się, czy to przypadkiem nie sen. Tak było podczas ostatniej wizyty Huraganu Wołomin w Pułtusku. To był ciężki czas dla Nadnarwianki. Zespół seniorów tworzyli niemal wyłącznie juniorzy. Innego wyjścia nie było. Wszystko po to, aby uratować drużynę i nie musieć kolejnego sezonu zaczynać od A czy B Klasy.

Mimo wszystko kolejne porażki miały gorzki smak. Pułtuszczanie zbierali baty od kolejnych przeciwników. Po 10 kolejkach mieli 0 punktów. W ósmej serii spotkań przegrali z Wisłą Płock 0:5, a tydzień później rozbili ich Błękitni Raciąż 0:7. Wydawało się, że przeciwko najlepszemu w lidze Huraganowi wypada nastawić się na srogie lanie. Zaczęło się zgodnie z planem. W 10. minucie goście zdobyli bramkę za sprawą Daniela Dylewskiego. Nadnarwianka wyglądała na bezradną. Nie dziwił nawet strzał (wydawało się strzał rozpaczy) Jakuba Groszkowskiego z 40 metrów. Piłkę w decydującej fazie poniósł wiatr i wpadła "za kołnierz" bramkarza gości. To było niesamowite trafienie. 17-letni chłopak fetując gola, padł na kolana przed trybuną krytą i pokazał "elkę". Na moment był chyba na Łazienkowskiej.

Huragan ostudził jednak pułtuszczan. Znowu gola strzelił Dylewski. Po przerwie Nadnarwianka jednak wyrównała. Z wolnego piłkę w słupek posłał Artur Kembłowski. Obrońcy z Wołomina popatrzyli się na siebie. Do piłki ruszyli natomiast Groszkowski i Rafał Bartosiak. Jak powiedział trener gości w pomeczowym wywiadzie: młodzi chłopcy z Pułtuska zaczęli przekomarzać się, który ma strzelić. Tak właśnie wyglądała ta sytuacja. Bartosiak nie trafił czysto w piłkę, ale formalności dopełnił Groszkowski. Znowu była cieszynka. I znowu kilkunastosekundowy powrót na Łazienkowską.

Radość trwała trzy minuty. Huragan po raz trzeci objął prowadzenie. Błyskawicznie wyrównał jednak Kembłowski z karnego. Pułtuszczanie ruszyli do przodu. Wydawało się, że możliwa jest sensacja, a tą byłby już remis. Wtedy jednak wołominianie obudzili Nadnarwiankę ze snu. Skończyło się 3:5. Jeśli istnieje porażka, za którą można chwalić, to jest nią ta przegrana pułtuszczan.

Webo90