W czerwcu Mariusz Malarz zrezygnował z funkcji trenera Nadnarwianki i dla pułtuskich kibiców właściwie zapadł się pod ziemię. Mało kto wie, że z IV ligi trafił do … piłkarskiej ekstraligi pań. – Na pierwszych zajęciach z przyzwyczajenia powiedziałem: no to jedziemy panowie. Dziewczyny przyjęły to ze śmiechem. – przyznaje szkoleniowiec.
Mateusz Leleń.: Jak to właściwie się stało, że trafił Pan do GOSiR-u Piaseczno?
Mariusz Malarz.: To był zupełny przypadek. Uczestniczyłem w treningu bramkarzy, na którym byli Grzesiek Szamotulski i mój brat Arek. Zajęcia odbywały się w Piasecznie i obserwował je przedstawiciel GOSiR-u. Poszedł do nas i powiedział, że szuka trenera dla piłkarek. Szamo i Arek mają swoje zajęcia, ja postanowiłem przyjąć te wyzwanie.
M. L.: Podejrzewam, że nieco inna jest też atmosfera w szatni.
M. M.: Nasza szatnia wygląda pięknie (śmiech). Pierwsza różnica jest też taka, że po meczu nie wchodzę od razu do szatni. Czekam aż dziewczyny wezmą prysznic i się przebiorą. Odprawa czy czas w przerwie wygląda już tak samo jak w męskich drużynach. Oczywiście, należy też zachowywać się spokojniej niż u panów. Jeśli ktoś myśli jednak, że nie padają ostre słowa – myli się. Dziewczyny też potrafią krzyknąć. W końcu w piłkę nie gra każda kobieta. Do futbolu trafiają takie, które posiadają pewne cechy psychologiczne.
Cały wywiad z Mariuszem Malarzem we wtorkowej Pułtuskiej Gazecie Powiatowej.