środa, 23 stycznia 2013

Pułtuscy stranieri - Thankgod Folami Ade

„Bo do tanga trzeba dwojga” – głoszą słowa słynnej piosenki Budki Suflera. Ta sama zasada funkcjonuje w piłce - sukces jest sprawą połączenia talentu i ciężkiej pracy. Trudno nie ulec wrażeniu, że Thankgodowi, który grał dla Nadnarwianki w sezonie 2010/11 zabrakło tego drugiego. Nietuzinkowa technika i skuteczność, a z drugiej strony spora nadwaga i powracający brak zaangażowania na boisku – tak zapamiętali go zapewne kibice.

Było lato 2010 roku. Nadnarwianka – spadkowicz IV ligi - budowała właśnie zespół, który miał za zadanie wygrać rozgrywki. Do ataku pułtuszczan ściągnięto Jakuba Polniaka, byłego piłkarza Legii Warszawa, którego warszawskie media nazywały nawet Robinho z Agrykoli. Jego partnerem w napadzie został zaś Thank God Folami Ade.


Nigeryjczyk o dziękczynnym imieniu czarował w sparingach. Pokazywał wysokiej jakości techniczne zagrania. Imponował lekkością gry. Wszystko wskazywałoby na to, że Nadnarwianka właśnie kontraktuje zawodnika o nieprzeciętnych umiejętnościach. Wszelkie wątpliwości kreował jednak Internet. „Tango stara się tylko w sparingach przed sezonem i jesienią. Wiosną całkowicie odpuszcza” – można było przeczytać na stronie Żyrardowianki byłego klubu Thank Goda.

Początek gry Tanga (wszyscy fani szybko przyswoili ten pseudonim) w Pułtusku wyglądał nieźle. Co prawda już w drugim spotkaniu, kiedy pułtuszczanie podejmowali Tęczę Płońsk Nigeryjczyk właściwie wyłącznie spacerował po boisku, ale to on rozstrzygnął losy meczu, trafiając do siatki w ostatniej minucie. Podobnie było w Krasnem. Pułtuszczanie długo bili głową w mur defensywy Iskry. Wystarczyły jednak tylko dwa błyski Thank Goda, a zespół Mariusza Malarza zainkasował trzy oczka.

W tamtym czasie w Pułtusku występowało trzech Nigeryjczyków. Co ciekawe jednak, różnorodność etniczna ich kraju, sprawiła że Mike Mmaudewesi i Stanley Ojiego komunikowali się w innym języku niż Tango. Thank God mógł rozmawiać z nimi wyłącznie po… angielsku, za to łatwiej od czarnoskórych kolegów z zespołu uczył się polskiego.

W końcu nadszedł moment zapowiadany, w przypadku Tanga, jako newralgiczny – runda wiosenna. Jeszcze nim piłkarze wybiegli na boisko Thank God zaprezentował się na walnym zebraniu członków klubu. W czasie przerwy zimowej przybrał tyle na wadze, że jego nazwisko było wymieniane w rozmowach nie rzadziej niż te Bogdana Mossakowskiego, który właśnie został prezesem klubu.

W meczach Thank God także nie błyszczał. Kilka kilogramów więcej sprawiło, że poruszał się ślamazarnie. Na domiar złego pomylił się podczas serii rzutów karnych w finale Okręgowego Pucharu Polski. Później tłumaczył, że do futbolówki podszedł, bo widział że pozostali piłkarze boją się strzelać. To był jeden z ostatnich meczów Tanga. Później Nigeryjczykowi skończyło się pozwolenie na pracę w Polsce. W rezultacie w Nadnarwiance więcej już nie zagrał. Sił próbował za to choćby w Wildze Garwolin oraz Krysztale Glinojeck.
Thank Goda można dziś spotkać na ulicach Pułtuska. Być może 24-letni napastnik jeszcze wróci na boisko? Umiejętności techniczne to w końcu coś czego się nie zapomina. Do udanych występów Tango potrzebowałby jednak sporo zaangażowania. Czy kiedyś zdecyduje się na ten krok?

Webo90