Rysiek, Rysiek, Rysiek… - skandowali kibice, gdy strzelał dla Nadnarwianki gole. Richard Kanu Nwaeze przecierał szlaki zagranicznym piłkarzom w Pułtusku. Nigeryjczyk nie zbawił może ekipy ze stadionu przy ulicy Daszyńskiego, lecz półroczne występy w tym zespole na pewno nie przyniosły mu też wstydu.
Było mroźne marcowe popołudnie 2005 roku, kiedy Richard Kanu Nwaeze po raz pierwszy w oficjalnym meczu założył koszulkę Nadnarwianki. Pułtuszczanie podejmowali Kasztelana Sierpc. Już w pierwszych minutach pokazał niezłe technicznie zagranie. Po niespełna dwóch kwadransach zaliczył premierowe trafienie. W drugiej połowie jego występ przyćmił co prawda nieco Artur Salamon, który ustrzelił klasycznego hat-tricka, ale i tak z pierwszym pułtuskim Nigeryjczykiem wiązano po tym spotkaniu niemałe nadzieje.
„Rysiek” zdobył dla Nadnarwianki w ciągu rundy wiosennej pięć bramek. Trzeba przyznać, że drużyna Stefana Liszewskiego dysponowała wówczas silną ofensywą. O miejsce w wyjściowym składzie rosły (mierzący 190 cm) Nwaeze rywalizował z Adamem Dobrowolskim oraz Mariuszem Rembowskim. W ataku występować mógł zaś także Piotr Ausfeld.
Wiosna z Nwaeze była dla Nadnarwianki całkiem udana. Zespół zakończył IV-ligowe rozgrywki na czwartym miejscu. „Rysiek” opuścił jednak Pułtusk i przeniósł się do grającego wówczas na zapleczu ekstraklasy KSZO Ostrowiec Świętokrzyski. Tam wielkiej kariery nie zrobił. Najwyraźniej zabrakło mu czegoś by przekroczyć pewną granicę. Nie został nowym Nwankwo Kanu, lecz jedynie piłkarzem, który aspirował do miana super napastnika i to tylko w IV lidze.
Webo90
zdjęcie: www.facebook.com